Spoglądając na leżącą przede mną białą
kartkę papieru formatu A4, myślałem nad tym, co właśnie próbowałem zrobić.
Przenosząc wzrok na pióro wieczne, które dostałem od pewnej Jeniffer,
uśmiechnąłem się pod nosem. Przyglądając się uważnie piórze, podziwiałem
ręcznie wykonane zdobienia. Robiły na mnie wrażenie i skutecznie odciągały od
śnieżnobiałego papieru. Do napisania listu podchodziłem czwarty dzień z rzędu.
Każdego dnia obiecywałem sobie, że tym razem go napiszę. Kiedy zaś siadałem na
krześle i wyciągałem kartkę, pojawiały się wątpliwości i ochota na pisanie
mijała. Minęły cztery lata odkąd nie miałem kontaktu ze swoją przyjaciółką.
Leticia, bo tak się ona nazywała, była dla mnie jak siostra, której nigdy nie
miałem. Wychowywany w towarzystwie ojca i dwóch braci, nie miałem okazji poznać
innego punktu widzenia, dopóki nie poznałem Leti. Nasze pierwsze spotkanie
pamiętam do dzisiaj. Ilekroć wracam do niego wspomnieniami, mam wrażenie, że
wszystko działo się wczoraj. Poznaliśmy się w miejskim parku. Miałem wtedy pięć
lat i biegałem ze starszym bratem wokół drzew, czerpiąc radość z puszczanego przez nas latawca. Ciągnąc za sobą sznurek, cieszyłem się jak głupi, wpatrując
się w powiewający kolorowy materiał na niebie. Gdy nie zauważyłem leżącego na
trawie kamienia, wywróciłem się i odruchowo puściłem latawiec, który przez
chwilę robił kółka w powietrzu, a następnie zdmuchnięty przez wiatr wpadł do
jeziora tuż obok kaczek, będących największą atrakcją parku. Zwijając się z
bólu, płakałem, trzymając się za krwawiące kolano. Nie potrafiłem znieść bólu,
któremu towarzyszyło nieprzyjemne uczucie szczypania. Szlochałem, wołając imię
swojego brata. Kiedy otworzyłem oczy, był koło mnie. W jego spojrzeniu
dostrzegłem cień przerażenia, które skrywało się za troską. Szeptał mi do ucha
słowa niosące spokój, w efekcie czego przestawałem płakać. Gdy wziął mnie na
ręce, przytuliłem się do niego. Krew, która strumieniem wypływała z rany,
przyprawiała mnie o mdłości. Nie lubiłem takich widoków. Od ich patrzenia
robiło mi się niedobrze. Zamykając oczy, pociągnąłem głośno nosem. Tak, jak
prosił Roger, starałem się uspokoić. Brat zapewniał mnie, że to nic poważnego.
Był starszy ode mnie i doskonale wiedział, co robić. Pośpiesznie wyjął komórkę
z kieszeni spodni i wykręcił numer alarmowy. Zadzwonił na pogotowie i poprosił
o przyjazd karetki. Gdy się rozłączył, spojrzał na mnie swoimi niebieskimi
oczami. Nie martw się, nie powiem
rodzicom. Wiem, że nie chciałbyś, aby się dowiedzieli... To będzie nasz sekret,
powiedział. W odpowiedzi posłałem mu jeden z naszych braterskich uśmiechów,
który rozumiał tylko on.
Schodząc z kolan Rogera, dopiero wtedy
zauważyłem rudowłosą dziewczynkę, której twarz pokryta była całą masą piegów.
Znaczną powierzchnię jej buzi zajmowały duże, szkarłatne oczy, które pięknie
mieniły się w blasku słońca. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie, trzymając w
ręku mój latawiec. Pisnąłem uradowany, biorąc go w ręce. Spoglądając wdzięcznie
na rudą, wybąkałem słowa podziękowania. W odpowiedzi otrzymałem wzruszenie
ramion i opowieść na temat wyciągania mojego kolorowego samolociku.
Siedząc na ławce tuż obok brata i nowo
poznanej dziewczynki, która jak się okazało, była młodsza ode mnie o rok,
starałem się delektować smakiem lodów, które zafundował nam Roger. Po długim
namyśle zdecydowałem się na połączenie lodów czekoladowych, waniliowych i
truskawkowych, a Leticia, bo tak się nazywała rudowłosa, wolała mieszankę lodów
cytrynowych, wiśniowych i smerfowych. Gdy Leticia skończyła po raz drugi
opowiadać o wyławianiu latawca, nie potrafiłem ukryć zachwytu. Ja zapewne
stałbym przy brzegu i błagał braciszka, aby poświęcił się i wszedł do jeziorka,
aby wydostać moją własność. W porównaniu do Leticii, nie potrafiłem pływać.
Rudowłosa jak na czterolatkę była bardzo bystra i szybko się uczyła. Na dodatek
lubiła sport. Roger szepnął mi na ucho, że takie dziewczyny to skarb.
Zamyśliłem się, mając przed oczami obraz Rogera i jego dziewczyny, tulących się
na kanapie podczas meczu koszykówki. On zafascynowany zawzięcie komentował
poczynania koszykarzy, a ona starała się stłumić ziewanie. Po pewnym czasie nie
dawała rady i coraz bardziej okazywała swoje znudzenie. W ogóle nie rozumiała
sportu. Nawet nie próbowała go zrozumieć. Twierdziła, że to nie jest
zagadnienie dla dziewczyn tylko dla chłopaków. Uśmiechając się pod nosem,
przyznałem bratu rację.
Wyglądając przez okno, pociągnąłem głośno
nosem. Wspomnienia towarzyszyły mi każdego dnia, aczkolwiek odganiałem je od siebie, próbując w ten sposób obronić się przed bólem, który im towarzyszył. I
chyba właśnie z tego powodu odwlekałem napisanie listu. Czułem, że podczas jego
tworzenia nie obyłoby się bez powrotu do przeszłości. Dzisiaj zaś postanowiłem
zrobić to, co obiecywałem sobie od kilku dni. Kartka i pióro czekało. Czasu
także miałem sporo. Mogłem na spokojnie usiąść i zastanowić się nad tym, co
chciałbym przekazać. Ocierając opuszkami palców pojedyncze łzy, uśmiechnąłem
się pod nosem. Nigdy wcześniej nie zdarzało mi się okazywać słabości. W
miejscu, w którym się znajdowałem, byłem postrzegany jako ktoś, z kim nie
należy zadzierać. Byłem samotnikiem, a jedynymi osobami, którymi się otaczałem,
byli moi nowi przyjaciele. Raz wdałem się w bójkę, stając w obronie słabszego.
Leti zapewne pochwaliłaby moją postawę, przytuliła i powiedziała, że postąpiłem
dobrze. Ugasiłaby wyrzuty sumienia i widok zakrwawionej twarzy szatyna, która z
czasem stała się moim sennym koszmarem.
Biorąc do ręki pióro, wypuściłem ze świstem
powietrze. Na początku miałem ochotę napisać list. Opowiedzieć o tym, co się ze
mną stało, przedstawić obecne miejsce swojego pobytu i zdradzić swoje plany.
Przy okazji chciałem wyznać Leticii swoje uczucia, bo w ostatnich dniach, kiedy
się z nią widziałem, stchórzyłem. Teraz zrobiłem to samo, wycofałem się.
Doszedłem do wniosku, że moja wiadomość z pewnością wprawi przyjaciółkę w
osłupienie, dlatego też daruję sobie wszelakie wyznania. Być może będę miał
okazję zrobić to kiedy indziej. Dziś zaś wolałem się z nią przywitać. Chciałem
się dowiedzieć, czy wciąż mnie pamięta. Ostatni raz widziałem ją cztery lata
temu... Cztery lata temu, kiedy umierałem w swoim łóżku.
Anioły już tak mają, że często spadają z nieba.
Stąpają ulicami, nie wyróżniając się z tłumu, więc bądź czujna.
Spoglądając na kartkę, uśmiechnąłem się
zadowolony. Składając ją uważnie, wyciągnąłem kopertę i włożyłem do niej
zapisany papier. Zwilżyłem językiem białą tasiemkę na kopercie, a następnie
zakleiłem ją tak, by nie otworzyła się podczas podróży. Odwracając zawiniątko,
zaadresowałem ją do dziewczyny. Wstając z krzesła, otworzyłem okno i
przywołałem do siebie najbliżej latającego gołębia. Te stworzenia miały to do
siebie, że potrafiły doskonale komunikować się z człowiekiem. Niby to te same
gołębie, które spotykałem za życia, aczkolwiek prawda była taka, że tutejsze
gołębie były o wiele bardziej mądrzejsze. Wykonywały polecenia i rozumiały.
Jeśli komuś doskwierała samotność i nie miał się komu wygadać – śmiało mógł
udać się do gołębi. Są przyjazne i chętnie nawiązują nowe znajomości. Podobnie
jak ludzie nie lubią być samotne. Chcą mieć przyjaciela, któremu mogłyby
towarzyszyć. Chyba chcą się czuć się kimś więcej niż tylko gołębiami,
doręczającymi pocztę. Leticia
Cortez, Rodeo Drive
1987, Beverly Hills ,
pomyślałem.
Przywiązując stworzeniu niebieską wstążką
wiadomość wokół szyi, spojrzałem na niego. Gołąb, jakby czytając mi w myślach,
skinął w odpowiedzi. Zaśmiawszy się cicho,
rozbawiony pokręciłem głową i patrzyłem, jak wzbija się w powietrze i odlatuje.
Słysząc pukanie do drzwi, zamknąłem okno i posprzątałem ze stołu. Kiedy
zamykałem komodę stojącą naprzeciwko łóżka, drzwi do mojej fortecy się
otworzyły, a w nich stanął wysoki, dobrze zbudowany brunet o niebieskich
oczach. Uśmiechnąłem się na jego widok. To jeden z moich przyjaciół, Eubul.
- Tak myślałem, że się tu zaszyłeś. Chodź,
jest zebranie. Powinieneś przyjść – skinąłem głową, a następnie opuściłem swój
pokój. Nie potrzebowałem klucza, by zamknąć swoje malutkie mieszkanko. Nawet
nie pamiętam, kiedy ostatni raz użyłem czegoś podobnego. Znajdowałem się w
miejscu, w którym istniała magia. Posługiwałem się nią na każdym kroku. Czułem
się niczym Harry Potter, którego przez lata czytała mi Cortez. Posiadałem coś,
o czym większość istot ludzkich marzyła podczas czytania podobnych książek. Samo
moje miejsce zamieszkania było magiczne. Niebo, bo to w nim pomieszkiwałem,
było źródłem magii. Byłem aniołem, istotą magiczną, na każdym kroku kojarzoną z
religią. A prawda była taka, że aniołów było wielu. Jedni służyli w niebie
Boga, drudzy w niebie Strażników. Każdy z nich miał swoje obowiązki i
przełożonych. Nie byłem typowym aniołem. Byłem Aniołem Stróżem, który sprawował
opiekę nad ludzkością. Każdy z Aniołów Czerwonych, bo tak nas nazywają, muszą
dodatkowo strzec jednego człowieka. Zatem nie trudno się domyślić, że tylu jest
aniołów czerwonych ilu ludzi na świecie. Jeśli zaś chodzi o Aniołów Niebieskich
– oni są bardziej leniwi od nas. Zajmują się raczej tymi, którzy upadli. Walkę
zaś z nimi musimy staczać my – Strażnicy. Niebiescy jedynie wykonują wyroki. Są
sługami bożymi; Bóg dał początek aniołom, więc tylko jemu przypada ukarać tych,
którzy wkroczyli na stronę ciemnej mocy. To on skazuje Ciemnych Aniołów na
śmierć.
Ludzie wierzą w to, co znają. Nie mają
pojęcia, co kryje się poza ich światem. Słowa te wypowiedział na ostatnim
zebraniu jeden ze starszych Strażników. Zanim w myślach przyznałem mu rację,
najpierw musiałem się nad nimi poważnie zastanowić. Idąc tuż obok przyjaciela,
miałem wrażenie, że odbijają się echem w mojej głowie. Widząc przed oczami
zaadresowaną kopertę i skrzydlatego posłańca, poczułem ukłucie w sercu. A co,
jeśli uzna moją wiadomość za żart? Co jeśli nie uwierzy? Pytania napływały
niczym fala. Próbując ją zatrzymać, przestałem słuchać tego, co mówił do mnie
Eubul. W tej chwili musiałem skupić się na kimś więcej niż na samej Leticii.
Musiałem skupić się na całej ludzkości, której groziło poważne
niebezpieczeństwo.
Kolejny pomysł, kolejne opowiadanie. Miejmy
nadzieję, że zdołam udźwignąć kilka blogów jednocześnie. Tematyka zupełnie nie
w moim stylu, aczkolwiek chciałam spróbować czegoś nowego. Lubię fantastykę,
lubuję się w takich książkach i chyba dlatego postanowiłam napisać coś z tej
kategorii.
Prolog nie za krótki, nie za długi. Chyba w
sam raz. Co do treści mam mieszane uczucia. Chętnie poczytam Wasze opinie na
jego temat. Mile widziana uzasadniona krytyka. Nie posiadam bety, więc mogą
pojawić się drobne błędy, które uszły mojej uwadze podczas przeprowadzania
korekty.
Nie informuję o nowych rozdziałach. Od tego
są obserwatorzy, do których śmiało można się zapisywać.
Pozdrawiam, Letum!
Podoba mi się twój styl. Poprawny i przyjemny, błędów nie zauważyłam. Tematyka również nie w moim stylu, wolę raczej klasyczne fantasy, ale z chęcią zobaczę, co z tego będzie.
OdpowiedzUsuńNie za dużo bohaterów i przedstawieni na tyle zgrabnie, żebym nie musiała wracać do wcześniejszych akapitów. Chwalę to, ponieważ samej nie zawsze mi wychodzi.
Jeśli jest coś, do czego mogę się przyczepić (a mogę? ;D), to jest to szablon. Jest naprawdę ładny, artystyczny, miły do podziwiania, ale czarny tekst zlewa się z szarością - trochę ciężko się to czyta. Może dobrym pomysłem byłoby rozjaśnienie tła postów i kolumny? Albo przyciemnienie i wtedy biały tekst?
Ta szaro-czarność przytłacza (przeciwko temu nic nie mam, bo pewnie ma pasować do tematyki bloga - więc jest to plus) i niestety sprawia, że trzeba grzebać w ustawieniach monitora.
Przepraszam, że się czepiam - to nie atak, a jedynie rada. Myślę, że warto zadbać o to, żeby czytelnikowi czytało się łatwo.
Tyle ode mnie; będę wpadać w oczekiwaniu na kolejny rozdział.
Nie nalegam, ale jeśli masz chwilę czasu, zostawiam adres do siebie w spamie (nie byłabym sobą, gdybym tego nie zrobiła :D).
Życzę dużo weny!
Spokojnie, nie gniewam się. I chociaż dla mnie wszystko było wyraziste i czytelne, zmieniłam kolor tekstu na jaśniejszy. Mam nadzieję, że teraz będzie czytało się o niebo lepiej.
UsuńPozdrawiam!
Wszystko naprawdę niezłe. Nie mam się do czego przyczepić, będę zaglądać. Szablon śliczny choć trochę kiepsko widać tekst.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Naprawdę? U mnie tekst widać naprawdę świetnie. I to samo na komputerze babci, siostry i rodziców. Może to kwestia sprzętu komputerowego. Aczkolwiek zmieniłam kolor tekstu na jaśniejszy, może teraz będzie bardziej czytelny.
UsuńPozdrawiam.
Bardzo miło z twojej strony, teraz czyta się o niebo lepiej!
OdpowiedzUsuńWpadam jednak z innego powodu:
Za dobrze wykonaną robotę, otrzymujesz ode mnie nominację do Liebster Award. Więcej informacji tutaj: CzP: Liebster Award. Proszę o potwierdzenie u mnie na stronie.
Serdecznie pozdrawiam.
Przeczytałam caaały prolog, który był krótki (to znaczy dla mnie, ale większość prologów ma to do siebie, że nie grzeszy długością ;D), i muszę przyznać, że mnie tym wszystkim zaciekawiłaś ;).
OdpowiedzUsuńLeti (Leticia - śliczne imię, tak na marginesie xD) musi być najwyraźniej bardzo ważna dla głównego bohatera. Tematyka aniołów? Letum, czy my się wcześniej gdzieś nie spotkałyśmy? ;) (Niestety, nie potrafię zapamiętywać nicków, więc nie jestem pewna, czy Ty to Ty, ale jeśli mam do czynienia z autorką "angelo-dallinferno", to witam Cię serdecznie! <3 A jak nie, to dupa >.<).
Lubię anioły. W sensie tę tematykę, więc będę tu zaglądać, żeby nie było ;p.
A żeby nie było tak cukierkowo (niestety, natura nie obdarzyła mnie talentem do komentowania prologów), to chcę zauważyć, że znalazłam kilka błędów interpunkcyjnych ;* Nie ma ochoty ich wyszukiwać, więc nic nie wypiszę ;D.
Pozdrawiam cieplutko,
Elif z http://tam-gdzie-spadaja-marzenia.blogspot.com
A szablon śliczny *.*
UsuńZapomniałam dodać, ale już ;D
Bardzo dziękuję za miły komentarz, który bardzo mnie zmotywował do pisania, chociaż na chwilę obecną i tak nie władam wolnym czasem. Jeśli chodzi o bloga Angelo Dellinferno, to z przykrością muszę stwierdzić, iż to nie ja byłam/jestem jego autorką. Wszystko wskazuje na to, że nie miałyśmy okazji się wcześniej spotkać (wnioskuję bo Twoim pseudonimie, który jest mi obcy). Co do błędów interpunkcyjnych - wiem, wiem, wiem. Chociaż staram się je wyłapywać, ciągle je popełniam. To moja pięta Achillesowa, wybacz. :)
UsuńAaaaa, wiem, gdzie Cię spotkałam ;D Skrzydlaty opiekun? Czytałam, tylko byłam Cichym Czytelnikiem XD. To chyba był taki fioletowy szablon, tak? Bo jak tak, to jednak kojarzę XD
UsuńInterpunkcja jest banalna, tylko trzeba duuuużo pracować.
Pozdrawiam cieplutko,
Elif, która już wie, gdzie spotkała Letum ;)
Tak, dokładnie! Skrzydlaty Opiekun to mój twór, nad którym będę pracowała być może tego lata. Teraz zaś postanowiłam odłożyć ten pomysł na później, bo w głowie pojawiła mi się fabuła Na Ziemię. :D
UsuńByć może i jest banalna, i chociaż się staram, u mnie nadal z nią kiepsko.
Pozdrawiam równie cieplutko,
uchachana Letum, którą ktoś jednak kojarzy. :)